top of page

Architektoniczna pasja przywiodła naszą ekipę do Wrocławia. Od dawna marzyliśmy o odwiedzeniu oryginalnego w skali naszego kraju domu igloo zbudowanego przez profesora Witolda Lipińskiego niemal własnoręcznie. Paulina Kowalik, nasza muza, również pragnęła zwiedzić to miejsce, więc to właśnie ona zapozowała przed obiektywem Piotra Czyża we wnętrzach igloo i w otaczającym go ogrodzie. Musimy przyznać, że wizyta w domu własnym profesora przeniosła nas do innego wymiaru. Poczuliśmy się jak na odległej planecie, oderwani od ziemskiej rzeczywistości, zatopiliśmy się w wyjątkowym mikroklimacie i z zachwytem odkrywaliśmy detale, które kryje budynek zlokalizowany na wrocławskim Zalesiu przy ulicy Moniuszki. 

 

Witold Lipiński

Zanim opowiemy wam więcej o samym domu, wypada poświęcić miejsce jego twórcy, który był postacią nietuzinkową. Witold Lipiński to nie tylko architekt, profesor Politechniki Wrocławskiej, lecz także były żołnierz Armii Krajowej, jak i innych organizacji zbrojnych z czasów II wojny światowej. Po wojnie Lipiński postanowił studiować architekturę – rozum wziął górę nad sercem, które wyrywało się w stronę chemii. Jednak zawód związany z budownictwem wydawał się bardziej przyszłościowy w powojennej Polsce. 

 

Pasją Witolda Lipińskiego było latanie szybowcami. Prawdopodobnie właśnie dzięki temu poznał przyszłą żonę Bożenę, której rodzice mieszkali na lotnisku w Gądowie, a jej ojciec także latał na szybowcach. Pani Bożena z pewnością nie była Eskimoską. Choć syn państwa Lipińskich usłyszał kiedyś, jak jeden z wrocławskich przewodników, który przyprowadził grupę turystów pod dom igloo, opowiadał historię o tym, że kształt domu miał być hołdem profesora złożonym eskimoskiej żonie. 

 

„Lipińskiego interesowała: chemia, botanika i szybownictwo. Albo inaczej: proces, zmienność, przepływ. Albo tak: równowaga, rozwój i przestrzeń. Architektura. Lipiński był zawodowym outsiderem. Zamiast kostki zbudował igloo. Zamiast modernistycznego bloku – spodek. Kiedy w latach 70. budowano więcej i szybciej – on skupiał się na energooszczędności i zieleni. Jak wszystko miało być standardem – on szukał indywidualizmu. Kiedy wokół niwelowano tereny pod nowe osiedla – on namiętnie wykorzystywał topografię.”

 

Jedną z najsłynniejszych realizacji projektów profesora jest Obserwatorium Wysokogórskie na Śnieżce (projekt wnętrza powstał we współpracy z Waldemarem Wawrzyniakiem). Zanim Lipiński przystąpił do planowania, odbył kilka lotów szybowcem nad pobliskimi szczytami i na podstawie swoich obserwacji zdecydował, że najbardziej odporną formą na panujące tu warunki będzie forma kolista – na Śnieżce wiatr wieje nieustannie z różnych stron. 

 

Tym, co jeszcze wyróżniało naszego bohatera i czym wyprzedzał on swoje czasy, było zainteresowanie ekologią. Badając mikroklimat wnętrz i fizykę budowli, profesor Lipiński zainteresował się przy okazji architekturą proekologiczną, dając początek temu nurtowi w naszym kraju. 

 

Innowacyjny dom kopułowy

Przykładem eksperymentów profesora Witolda Lipińskiego jest jego dom własny, którego budowa rozpoczęła się w roku 1962 a zakończyła dwa lata później. Pomysłodawca zdecydowanie wyróżnił się swoim projektem w okolicy, czyli na wrocławskim Zalesiu, budując kopułowy budynek wśród poniemieckich willi i charakterystycznych dla okresu PRL-u domów kostek. Choć pozwolenie na budowę zostało wydane na obiekt eksperymentalny, to jego powierzchnia nie mogła przekraczać 75 m², bo był przeznaczony dla trzyosobowej rodziny. Profesor jednak obszedł ten przepis, umieszczając pod kopułą domu antresolę o powierzchni 35 m² przeznaczoną m.in. na pracownię. 

 

Jednak nie obeszło się bez kłopotów. Kosmiczny kształt domu przerastał kolejne ekipy budowlańców, którzy wprawieni byli w prostych, pudełkowych projektach. W końcu profesor wziął się sam do pracy. Budował z tzw. wolnej ręki, bez użycia deskowań i podpór, wykorzystując cegłę rozbiórkową z okolicznych poniemieckich budynków. Okazało się, że igloo było o jakieś 30% tańsze w wykonaniu niż zbudowanie domu kostki o podobnych wymiarach. Do tego profesor zadbał o odpowiednią izolację budynku – wykorzystał piankę formaldehydową, co stanowiło nowatorski zabieg, dzięki któremu dom jest energooszczędny – zapewnia ciepło zimą i chłód w letnie dni. Jak wspomina syn profesora, jedynie akustyka jest słabym punktem igloo – niestety rozmowy prowadzone w jednej części domu są słyszalne w innej. Z kolei pokrycie kopuły zmieniało się 3 razy i były to eksperymenty profesora.

 

Specyficzne wymiary i kształty domu sprawiły, że większość mebli musiała powstać na specjalne zamówienie. Tutaj z pomocą przyszedł teść profesora, który był stolarzem. Warto wspomnieć, że także schody w igloo były niejako z odzysku – Lipiński wykorzystał drewno ze znalezionego w pobliskim parku pnia powalonego drzewa. Wyjątkowego charakteru nadaje wnętrzu także ażurowa antresola, która przepuszcza na parter słoneczne promienie pochodzące ze świetlika w kopule. Niecodziennym zabiegiem było także zasadzenie po środku domu ogromnego fikusa, który zakorzeniony jest w ziemi i przechodzi przez antresolę, pnąc się ku światłu docierającemu przez kopułę. 

 

Generalnie zachwyca mikroklimat domu, w którym jest mnóstwo zieleni, co wynika z tego, że profesor po prostu kochał rośliny. To przekładało się też na jego pracę, w której skupiał się na zagadnieniu symbiozy człowieka z naturą. Fascynowało go również połączenie materiałów takich jak beton z roślinnością. Przede wszystkim jednak studiował zagadnienia związane z samowystarczalnością energetyczną projektowanych przez siebie budynków. W igloo prowadził badania nad rozkładem temperatury oraz wilgotności w poszczególnych pomieszczeniach, o czym pisał w swojej pracy habilitacyjnej „Powłokowe formy sklepione”.

 

O miłości profesora do roślin świadczy też ogród otaczający dom. Powstał on w czasach PRL-u i jak na ówczesne warunki musiał uchodzić za dość egzotyczny. Rosną w nim niespotykane rodzaje hortensji, kasztanowców czy klon japoński. Podobno nasz bohater kradł szczepki z różnych zakątków świata, by posadzić je w swoim ogrodzie, co zawstydzało często jego żonę. Z kolei oranżeria dobudowana po latach miała służyć temu, aby można było uprawiać rośliny czy warzywa, aby dom jak najbardziej wpisywał się w ideę samowystarczalności.

 

W igloo nie ma zasięgu (z powodu pokrycia kopuły aluminium), więc można poczuć się w nim naprawdę jak na innej planecie, odpocząć od zgiełku codzienności i szumu informacyjnego. Sprzyja temu również zieleń, której dużo jest wewnątrz domu, jak i którą widać z każdego okna. Można powiedzieć, że igloo wręcz zatopione jest w roślinności będącej jego integralną częścią. Bez wątpienia profesor Witold Lipiński wyprzedzał swoją epokę pod względem myślenia o ekologii i dziś stworzone przez niego projekty, zarówno te zrealizowane, jak i pozostałe w sferze planów, są bardzo aktualne.

 

Igloo dziś

Profesor zmarł w 2005 roku a jego żonie, pani Bożenie, zależało, aby dom trafił pod odpowiednią opiekę. Szczęśliwie tak się stało i budynek jest we wspaniałych rękach osób, dla których dbanie o ten zabytek to priorytet. A my się bardzo cieszymy, że nie musimy się martwić o jego dalsze losy, jak to często bywa w przypadku „naszych” ulubionych obiektów architektonicznych. 

bottom of page