Do naszej nowej sesji przygotowywaliśmy się ponad rok, bo historia, o której chcieliśmy tym razem opowiedzieć, zaczyna się w latach 60. ubiegłego wieku a trwa do dziś. Mamy dla was opowieść o osiedlu, które na pierwszy rzut oka szczególnie się nie wyróżnia – znamy przecież te wszystkie zaniedbane polskie blokowiska z czasów PRL-u z ciasnymi mieszkaniami, bez wind w czteropiętrowych budynkach i z niedostatkiem parkingów. Miejsce, które stało się obiektem naszego zainteresowania, wpisuje się mimo wszystko w jeden z istotnych rozdziałów historii współczesnej architektury w Polsce. Osiedle Słowackiego w Lublinie, bo o nim mowa, to jedno z najważniejszych przedsięwzięć Zofii i Oskara Hansenów – modernistycznych architektów myślących w swojej pracy zdecydowanie nieszablonowo i nowatorsko jak na czasy, w których przyszło im żyć i tworzyć.
By zrozumieć jak najlepiej założenia teorii Formy Otwartej, która przyświecała Hansenom, sięgnęliśmy do licznych opracowań, dokumentacji, kilkukrotne odwiedziliśmy Lublin i odbyliśmy jesienną wycieczkę do domu Hansenów w Szuminie dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Pretekstem do naszych rozważań nad aktualnością założeń projektowych, którymi kierowali się Hansenowie, i ich realizacją w ówczesnym systemie a upływającym czasem i zmianami zachodzącymi w projektach, jest także półroczna rezydencja naszego przyjaciela, artysty wizualnego Yuriy’a Biley’a, na osiedlu imienia Juliusza Słowackiego. Galeria Labirynt umożliwiła mu zamieszkanie w czteropiętrowym bloku przy ulicy Balladyny, dzięki czemu mógł podglądać codzienne życie mieszkańców przestrzeni stworzonej według koncepcji Hansenów. To właśnie Yuriy stał się naszym przewodnikiem po zakamarkach osiedla, szczególnie tych zaniedbanych i zapomnianych. Mimo wszystko przestrzeń mieszkalna ocalała i wciąż pełna jest lokatorów – zarówno takich, którzy wprowadzili się tuż po powstaniu kompleksu, jak i świeżo przybyłych.
Bohaterką naszej sesji została Paulina, która urodziła się w Lublinie i przez 5 lat mieszkała właśnie na osiedlu Słowackiego, będącym głównym bohaterem tej opowieści. Paulina pozuje przed obiektywem Piotra Czyża w ubraniach, które powstały specjalnie, by wpisać się w klimat osiedla – socjalistycznego projektu zmodyfikowanego przez ludzi i czas. Zostało ono zaprojektowane według teorii Formy Otwartej ogłoszonej przez Hansena w 1959 roku. Trzeba przyznać, że od razu wzbudziła emocje – zebrała równie dużo entuzjastycznych, jak i krytycznych głosów. W jej centrum był człowiek, a dokładnie mieszkańcy, dla których architekci tworzyli plany mieszkań. W idealnej sytuacji projekty powinny opierać się na ankietach przeprowadzanych wśród przyszłych lokatorów. Rolą twórców nowych osiedli miało być nadanie pewnych ram obszarowi mieszkalnemu, a to jednostki powinny dostosowywać później przestrzeń według swoich potrzeb i zgodnie ze swoim poczuciem estetyki. Ważnym założeniem teorii było też to, że ludzie potrafią żyć w symbiozie, powinni więc mieć warunki do integrowania się, ale i do bliskiego kontaktu z naturą. Zresztą bardzo istotne było, aby architektura wpisywała się w krajobraz. Zwieńczeniem teorii Formy Otwartej była koncepcja Linearnego Systemu Ciągłego (LSC) – jej realizacją jest właśnie osiedle im. Słowackiego.
Koncepcja LSC Hansena zakładała jednak o wiele większą skalę: miasta, regionu, państwa. Hansen widział osiedle czy miasto jako żywy organizm, którego poszczególne części mają swoje konkretne miejsce i konkretną rolę. Według niego wypadało zerwać z tradycyjnym koncentrowaniem zabudowy wokół centrum miasta i postawić na równoległe pasma: pasmo mieszkaniowo-usługowe z nieuciążliwym przemysłem, pasmo upraw rolnych i lasów wraz z historycznymi układami osadniczymi i przemysłem wydobywczym oraz pasmo z przemysłem uciążliwym na krawędzi pasma lasów i upraw. Rdzeniem tak zorganizowanej przestrzeni powinna być sprawna komunikacja miejska zapewniająca proste, szybkie i wygodne przemieszczanie się zgodnie z potrzebami. Według Hansena taka organizacja przestrzeni pozwalałaby ludziom uciec od chaosu przenikających się sfer życia miejskiego i zapewniała lepszy dostęp do kojącej zmysły przyrody. Plany na skalę krajową były jednak dość utopijne, choć daleko idące – podstawą miał być szlak biegnący od Bałtyku po Tatry, nawiązujący do tradycji dawnego Szlaku Bursztynowego.
Jeśli chodzi zaś o lubelskie osiedle Słowackiego, to idea LSC wyrażała się w nim choćby w ten sposób, że zostało ono wyraźnie podzielone na trzy części. Na zewnątrz osiedla znalazły się więc drogi miejskie, jak i parkingi czy śmietniki, wewnątrz, za budynkami mieszkalnymi, była otwarta przestrzeń pełna zieleni z placami zabaw i miejscami sprzyjającymi integracji osób w różnymi wieku. Kolejny element to zespół handlowo-usługowy pomyślany tak, by dostawy nie zakłócały spokoju mieszkańcom osiedla. W jego wnętrzu możliwy był tylko ruch pieszy. Udało się stworzyć przestrzeń spokojną i bezpieczną, umożliwiającą relaks i aktywne spędzanie wolnego czasu, stawiającą na pierwszym miejscu człowieka. Główny trzon zabudowy to ciąg ustawionych w formie półkola budynków pięciokondygnacyjnych, chroniących wnętrze osiedla przed zgiełkiem. Aby zabudowa nie była monotonna, Hansenowie zaprojektowali grupę krótkich, pięciokondygnacyjnych budynków oraz sześć jedenastokondygnacyjnych.
Co ważne, osiedle pomyślane było jako swoisty mikrokosmos, samowystarczalna mała struktura wewnątrz miasta. W jej przestrzeni znalazło się przedszkole, targowisko i budynek handlowo-usługowy. Wspomniane obiekty to parterowe pawilony o charakterystycznych dachach inspirowanych hiperbolą paraboliczną. Idea sąsiedzkiej integracji wyrażała się z kolei w ustawieniu ławek czy stolików szachowych tuż przy wejściu do budynków, co wspominają starsi mieszkańcy osiedla. Spotkało się to z krytycznymi głosami – mówiono, że to zabiegi znane ze wsi. Jednak chodziło o to, by przełamać anonimowość typową dla miejskich blokowisk, zachęcić do wspólnego spędzania czasu w obrębie osiedla, jak i dać możliwość przebywania na świeżym powietrzu osobom starszym i schorowanym. Ważnym miejscem na mapie tej przestrzeni był także amfiteatr, który Hansen przewidział jako miejsce wymiany myśli i czytania poezji, a także krzewienia twórczości dramaturgicznej patrona osiedla – wieszcza Juliusza Słowackiego. Niestety obiekt jest obecnie zaniedbany, niszczeje, został pozbawiony miejsc do siedzenia, więc nie da się już z niego korzystać. Z kolei dom kultury został zburzony – na jego miejscu powstał kościół. I jak najbardziej ma on rację bytu w tej przestrzeni jako odpowiedź na potrzeby mieszkańców – w wymiarze funkcjonalnym wpisuje się w teorię stojącą za projektem osiedla. Niestety nie wpisuje się formalnie w kształt zabudowy. W dodatku otoczony jest parkingiem, co narusza strefę, w której nie miały pojawiać się samochody.
A jak teoria Formy Otwartej ma się do praktyki? Cóż, jej założenia są bardzo idealistyczne, ale trudno byłoby je wszystkie zrealizować nawet dziś, a co dopiero w socjalistycznej rzeczywistości. Lokali mieszkalnych wciąż było za mało a liczba ludności w Polsce szybko rosła. Trzeba było budować dużo, szybko i tanio. Liczyła się ilość mieszkań a nie ich jakość. Dlatego też Hansenowie musieli gimnastykować się, by pogodzić swoje założenia z możliwościami wykonawców i potrzebami społecznymi – pomieszczenie wielu ludzi w stosunkowo ograniczonej przestrzeni było wyzwaniem. Nic też dziwnego, że mieszkania na osiedlu Słowackiego w ostatecznym kształcie spotkały się z krytyką. Uciążliwe okazały się małe i ciemne kuchnie, jak i ciasne toalety. Metraż był niewielki a na jego bazie wydzielano 2-3 pokoje. Po latach udawało się czasem połączyć dwa mieszkania. Ludzie także przesuwali na własną rękę ściany i zmieniali układ pomieszczeń. Szczęśliwie małżeństwo architektów tak zaprojektowało budynki mieszkalne, że można było to dość łatwo zrobić. Oczywiście nie wszystko udało się zrealizować – mieszkańcy podają za przykład piaskownice, które nie zostały ukończone do dziś.
Starsi mieszkańcy doceniają jednak, że w obrębie osiedla, w niewielkiej odległości od domu mogą załatwić najważniejsze sprawy. Rodzinom z dziećmi sprzyjają place zabaw, dużo roślinności i to, że bez większych przeszkód można kontrolować to, co robią pociechy. Choć mieszkania same w sobie pozostawiają sporo do życzenia, wykonane zostały szybko i z materiałów słabej jakości, to układ osiedla jest zwykle oceniany pozytywnie. Spokój i bezpieczeństwo to najczęściej podkreślane zalety tego miejsca na mapie Lublina.
Zapuszczając się w głąb osiedla z naszą bohaterką Pauliną, zostaliśmy faktycznie oczarowani tym, że wśród tutejszej zieleni można się zagubić, zrelaksować, poczuć jak w jakiejś odrębnej krainie. Architektura nie zaburza tutaj rytmu przyrody, ale zdaje się z nią współgrać. Urzekły nas wejścia do klatek otoczone bujną roślinnością. Kiedy zadarliśmy głowy do góry, zobaczyliśmy specyficzne dla tego osiedla nieregularne balkony, poprzesuwane względem siebie, wysunięte na zewnątrz budynków, wyglądające dość niestabilnie. Można z nich obserwować dzieciaki bawiące się na placach zabaw, które wkomponowane zostały w przestrzeń. Warto podkreślić, że wiele modernistycznych osiedli mieszkaniowych wyróżnia się kompleksowością zaprojektowania, na którą składają się między innymi właśnie place zabaw. Architekci tworzący na przestrzeni lat 50. i 70. chętnie podejmowali się ich aranżacji. Były to często projekty autorskie, niezwykłe i niepowtarzalne. Przykład takiego obiektu fotografowaliśmy w Tychach. Na osiedlu Słowackiego w Lublinie mamy do czynienia nie tylko z typowymi dla tamtego czasu kolorowymi drabinkami czy obręczami, lecz także z aranżacjami – tworzonymi z racji ogólnych niedostatków wszystkiego z prefabrykatów budowlanych – takimi jak labirynty idealne do zabawy w chowanego czy betonowymi słupkami przypominającymi artystyczne instalacje.
Naszą uwagę zwróciły również mozaiki zdobiące prześwity w blokach na osiedlu im. Juliusza Słowackiego. Miały one na celu indywidualizację i identyfikację poszczególnych budynków, ale także dostarczać mieszkańcom doznań estetycznych oraz przeciwdziałać monotonii miejskich osiedli. Ozdoby pojawiły się na ścianach budynków osiedla Słowackiego, jaki i Marii Konopnickiej w latach 70. Wszystko to w związku z Lubelskimi Spotkaniami Plastycznymi, które odbywały się w dzielnicy LSM. Przyjechali na nie artyści z całej Polski, którzy zostawili w przestrzeni miejskiej Lublina kilkadziesiąt realizacji: malarskich, mozaikowych czy rzeźbiarskich na ścianach szczytowych, w prześwitach, w alejach i skwerach. Działania te miały być realizacją założenia, że socjalistyczna twórczość wpływa na życie społeczeństwa, jest blisko „zwykłych ludzi”. Udało nam się uchwycić na zdjęciach między innymi mozaikę, którą w lipcu 1976 roku wykonał Zdzisław Stanek. Widać, że artystom brakowało materiałów, tworzyli z tego, co się nadawało i było pod ręką, a więc z kawałków glazury, luster, szyb. W pracach innych twórców pojawiały się nawet fragmenty cegieł szamotowych czy gazet.
Krążąc po osiedlu Słowackiego, zawędrowaliśmy także w okolice pawilonów. Widać, że wiele budynków i interesów czasy świetności ma już za sobą. Straszą puste przestrzenie. Jednak oko przyciągają interesujące szyldy. Jak również charakterystyczne i charakterne dachy, które zwiększają wysokość parterowych budynków i wpuszczają do ich wnętrza światło. Pamiętajmy, że w idee Hansenów wpisywało się umożliwienie ludziom nie tylko obcowania z przyrodą, lecz także cieszenia się promieniami słońca i przestrzenią w miarę możliwości.
Co ważne – choć Hansenowie pracowali razem, to częściej wspomina się o Oskarze Hansenie niż o jego żonie Zofii. Warto oddać przy okazji sprawiedliwość i podkreślić, że miała ona istotny wkład w projekty takie jak lubelskie osiedle Juliusza Słowackiego czy warszawski Przyczółek Grochowski. Ponoć to właśnie Zofia Hansen sprowadzała często mocno abstrakcyjne plany męża do poziomu użytecznych, możliwych do zrealizowania projektów. I choć nie można odmówić obu wspomnianym realizacjom uciążliwych dla mieszkanek i mieszkańców osiedli aspektów, to jednak stanowią one ważny przykład architektury, której centralnym punktem odniesienia jest człowiek – rozumiany jako istotna potrzebująca społecznych więzi, jak i życiodajnego kontaktu z naturą. Można więc zdecydowanie powiedzieć, że projektom Hansenów przyświecał duch humanizmu.